odwiedzić groby,ponieważ 1.11 nie udało nam się tam być....
nieadaleko cmentarza jest gospodarstwo,w ktorym hodowane są konie,
w sumie dawno ich tam nie było,juz nawet z Piotrkiem żartowaliśmy,ze biedaki pewnie poszły na kiełbaski .... (właściciel gospodarstwa ma slep z wędlinami).
I teraz znowu są! i to w większej grupie.
zatem były bliskie spotkania z naturą :-)
nie ma zwierzaka z którym nie próbowałby się
dogadać,piękniej klaczy równiez nie
przepuścił. Kuba mocno zaangażowany w dialog :-)
było tez spotkanie z
ciotką klotką Moniką :-) , która
jest zafascynowana siostrzteńcem i najchętniej całowałaby i nosiła na rękach Kubusia non stop ;-)
ech Kubusiu fajnie Ci ....
korzystaj dopóki mozesz :-)
A moje serce ciągle tam jest....
nie potrafię myśleć,ze dom to Lublin ....
kocham to swoje małe miasteczko...
miejsce na ziemi ,w którym,w chwili naszego przyjazdu, czas się zatrzymuje,płynie innym wolniejszym,przyjemniejszym tempem....
gdzie chleb inaczej smakuje.... i te wszechobecne wspomnienia....
nawet pustka po ojcu nie boli tam tak bardzo....
bo w L. ..... często jest nie do zniesienia....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz